Jak będzie wyglądać Kościół w przyszłości? To pytanie, które regularnie powraca, zwłaszcza w ciągu ostatnich sześćdziesięciu lat. Trudno się dziwić, nic tak nie zaprząta umysłu jak przyszłość. Zwłaszcza w okresach szczególnego optymizmu, którego powszechność rywalizować może jedynie z jego powierzchownością.
Dziś pytanie o przyszłość wydaje się jeszcze bardziej uzasadnione niż w przeszłości. Kiedy w roku 1969 odpowiedzi na nie udzielał ksiądz Joseph Ratzinger, tłumacząc, że „przyszłość Kościoła, po raz kolejny, jak zawsze, zostanie ukształtowana przez świętych, to znaczy przez ludzi, których umysły nie zatrzymują się na hasłach dnia, ale dociekają głębiej, którzy widzą więcej niż inni, ponieważ ich życie obejmuje szerszą rzeczywistość”. Choć optymizm wydawał się sięgać zenitu, niemiecki duchowny przewidywał „dla Kościoła bardzo trudne czasy”. Jak bowiem zauważał, „prawdziwy kryzys ledwo się zaczął. Będziemy musieli liczyć się z tym, że nastąpią straszliwe wstrząsy”. Kolejne dekady potwierdziły te diagnozy.
Epicentrum wspomnianych wstrząsów był Kościół, nie mogło wszak być inaczej. Największe zagrożenia rodzą się zawsze wewnątrz, w formie pokusy wystawiającej na próbę wierność – sumieniu, powołaniu i samej Ewangelii. Historia dostarcza aż nadto przykładów. Jak bowiem potoczyłaby się, gdyby nie „wielka królewska sprawa” Henryka VIII? Choć Kościół przechodził w swych dziejach wiele wstrząsów, to te z drugiej połowy XX do dziś budzą skojarzenia z największymi kryzysami: arianizmu, wielkiej schizmy zachodniej i rewolucji protestanckiej. W ciągu kilku dekad w krajach tradycyjnie katolickich doszło do tragicznego załamania się życia sakramentalnego i bezprecedensowej, bo milczącej apostazji, o której z bólem pisał Jan Paweł II, wskazując równocześnie na jedną z przyczyn tego stanu rzeczy: „dążenie do narzucenia antropologii bez Boga i bez Chrystusa”.
„Taki typ myślenia” – czytamy w adhortacji Ecclesia in Europa – „doprowadził do tego, że uważa się człowieka za absolutne centrum rzeczywistości, każąc mu w ten sposób wbrew naturze rzeczy zająć miejsce Boga, zapominając, że to nie człowiek czyni Boga, ale Bóg czyni człowieka”. To nie tylko problem kultury Europy czy – szerzej – Zachodu. To także zagrożenie obecne wewnątrz Kościoła. Sercem kultury jest przecież religia.
Jednym z najbardziej poruszających świadectw ukazujących powagę sytuacji, w jakiej znajduje się obecnie Kościół (i świat), są słowa skierowane przez siostrę Łucję do kardynała Carla Caffary. „Ostateczna bitwa pomiędzy Panem Bogiem a królestwem Szatana dotyczyć będzie małżeństwa i rodziny. Proszę się nie obawiać” – pisała wizjonerka z Fatimy – „ponieważ każdy, kto działa na rzecz świętości małżeństwa i rodziny, będzie znajdował się w stanie walki, będzie walczył z przeciwnościami każdego dnia, ponieważ jest to decydujący problem”.
Święci przyszłości
Diagnoza postawiona przez księdza Ratzingera w roku 1969 wskazuje ważne tropy. „Przyszłość Kościoła może wyrosnąć i wyrośnie z tych, których korzenie są głębokie i którzy żyją z czystej pełni swojej wiary. Nie wyrośnie z tych, którzy dostosowują się jedynie do mijającej chwili, ani z tych, którzy tylko krytykują innych i zakładają, że sami są nieomylnymi prętami mierniczymi; nie wyrośnie z tych, którzy podejmują łatwiejszą drogę, którzy unikają pasji wiary, twierdząc, że wszystko co stawia im wymagania, co ich uraża i zmusza ich do poświęcenia siebie jest nieprawdziwe i nieaktualne, despotyczne i legalistyczne”.
Pokusa, przed którą wszyscy stajemy – bez względu zresztą na zmieniające się okoliczności – sprowadza się do odrzucenia tego, co nadprzyrodzone. To pokusa kompromisu, porozumienia ze światem, polegającego na przystosowaniu wymagań wiary do bieżących oczekiwań, co oznacza tak naprawdę odrzucenie skandalu Krzyża. Panem historii jest jednak Bóg. Jak tłumaczył ksiądz Ratzinger, „Kościół katolicki przetrwa mimo mężczyzn i kobiet, niekoniecznie ze względu na nich. A jednak, nadal mamy do odegrania naszą rolę. Musimy modlić się i pielęgnować bezinteresowność, wyrzeczenie, wierność, pobożność sakramentalną i życie skoncentrowane na Chrystusie”.
Polskie doświadczenia
Przyszłość Polski – podobnie jak jej historia i teraźniejszość – jest nierozerwalnie związana z Kościołem. Określi ją wierność wobec Ewangelii, odpowiedź na łaskę. Albo jej brak. Suma naszych wyborów wykracza poza nasze indywidualne – oraz zbiorowe – tu i teraz. Jak wielkie jest ich znaczenie, wielokrotnie przypominał nam święty Jan Paweł II. Zwłaszcza w trakcie narodowych rekolekcji, bo taki właśnie charakter posiadały jego podróże apostolskie do Ojczyzny. O tym, że przyniosły one owoce, nie trzeba nikogo przekonywać. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że jego nauczanie nie zostało właściwie przyjęte, a jeśli zostało przyjęte, to nie w pełni – zarówno w skali Polski i poszczególnych krajów, jak i Kościoła Powszechnego.
Najważniejszym „kapitałem”, jakim dysponują Polacy, jest… wiara. Upadek bloku wschodniego i transformacja otworzyły przed nami zupełnie nowe możliwości i niebezpieczeństwa. Wiele jednak wskazuje, że szanse te nie zostały właściwie wykorzystane, a zagrożenia – rozpoznane. I to nie tylko w wymiarze społecznym, politycznym czy gospodarczym, ale także duchowym. Siermiężny, mniej lub bardziej wojujący laicyzm czerwonych ustąpił miejsca swemu młodszemu bratu – bardziej wyrafinowanemu i skuteczniejszemu. Jego celem nie było już zniszczenie wiary, tylko jej uprowadzenie, oczyszczenie z elementów nieprzystających do nowych, liberalnych standardów i kierunku zmian suflowanego polskiemu społeczeństwu. Zagrożenie stało się jasne stosunkowo szybko, a odpowiedzi wywoływały gniewne reakcje medialno‑politycznego establishmentu.
Nie udało się skierować opinii publicznej w stronę prymitywnego antyklerykalizmu, wypracowano jednak powtarzalne (i to aż do znudzenia) mechanizmy dyskredytowania Kościoła. Nie udało się przekonać rzeszy wierzących Polaków o rzekomej zaściankowości i ksenofobii polskiego katolicyzmu ani zredukować religijności do sfery wyłącznie prywatnej. Wbrew nadziejom rodzimych modernizatorów, prace nad powtórzeniem scenariusza zastosowanego poprzednio w Irlandii, Belgii i we Włoszech nie przyniosły tak szybkich efektów. Zadanie zostało jedynie przesunięte w czasie i rozpisane na większą skalę i z użyciem większej liczby aktorów. Zwłaszcza tych medialnych.
Odwaga i odpowiedzialność
Sytuacja, w której znajdujemy się jako naród, przypomina równocześnie o zagrożeniach, przed którymi stoi Kościół. W obydwu tych przypadkach – jak pokazują wydarzenia ostatnich lat – osią starcia jest małżeństwo, rodzina i życie. A także sama tożsamość wspólnoty wierzących. Możemy nie powtarzać błędów, których konsekwencje są poważne i oczywiste. Przed Kościołem w Polsce stoi wybór, którego nie można uniknąć. Wybór wierności nauce Chrystusowej i prawdzie o sakramentach albo ucieczka. Drogi pośredniej nie ma.
Tak rozstrzygnie się przyszłość Kościoła w Polsce, a przez to – przyszłość Polaków. Konsekwencje tych wyborów wykraczają jednak daleko poza granice naszej ojczyzny. To na wspólnocie Kościoła w Polsce – bardziej niż na innych krajach Europy Wschodniej czy Afryki – ciąży współodpowiedzialność za kierunek, w którym w ciągu kolejnych dekad podążać będzie Kościół Powszechny. To zadanie dla nas wszystkich. Prawda wszak wymaga świadectwa, bez względu na życiową sytuację. W sposób szczególny jednak zadanie to stoi przed pasterzami Kościoła, którym powierzona została piecza nad duszami; których zasadniczym powołaniem jest nauczanie i strzeżenie wiary. Stawką bowiem jest zbawienie dusz. I jak zawsze, opowiedzenie się za skandalem Krzyża skutkuje gniewnymi reakcjami świata – zgodnie z zapowiedzią samego Chrystusa.
A „świat” czuje się dziś szczególnie silny, plany zaś ma nader ambitne: przekształcenie znaku sprzeciwu w jedną z wielu pożytecznych społecznie instytucji – zasadniczo pozbawionych znaczenia, bo kierujących się politycznymi potrzebami chwili. I znów, uwagi księdza Ratzingera okazują się zaskakująco aktualne: „Ksiądz, który nie jest nikim więcej niż pracownikiem socjalnym może być zastąpiony przez psychoterapeutę i innych specjalistów”. Oto kolejny aspekt zagrożenia, o wiele wyraźniejszego dziś niż w połowie ubiegłego wieku. W końcu, każda prawdziwa reforma polegała na zwiększeniu posłuszeństwa Chrystusowi i Jego Ewangelii, na unikaniu wszystkiego, co ma choćby pozór zła (1 Tes 5, 22) i kierowaniu się wspólną miarą nadprzyrodzonej wiary. Przyszłość (nie powinniśmy mieć co do tego żadnych wątpliwości) należy do Boga. I do Jego świętych. Kościół w Polsce może odegrać rolę szczególną. Nie tylko w przypadku Polaków oraz naszej narodowej i duchowej przyszłości – również w życiu Kościoła Powszechnego.