Wielokrotnie w ostatnich dziesięcioleciach podkreślano, robili to teologowie, hierarchowie i liturgiści, że zreformowana liturgia przynosi nową teologię, która dezaktualizuje to, co było przedmiotem wiary i nauczania Kościoła. Duch kontestacji tego, co jest częścią niezmiennej katolickiej doktryny bez wątpienia ma swe źródło w odrzuceniu i zapomnieniu o liturgicznym dziedzictwie. Jest też tendencja przeciwna – wierność liturgicznemu dziedzictwo prowadzi do wierności Chrystusowi w Jego Kościele. Warto tę prawidłowość podkreślać, warto jej rozumienie pogłębiać, zwłaszcza dziś, gdy mamy do czynienia z próbą istotnego zakwestionowania doktryny Kościoła. Na pewno nie pozostaje ta próba bez związku z odrzuceniem tradycji kultu czyli liturgii.
Gdy Papież Benedykt XVI mocą swego motu proprio „Summorum Pontificum” przypominał o tym, że tzw. „Msza po staremu” ma pełne prawo bytności w życiu Kościoła, można było zaobserwować różne postawy. Jedni starali się, mimo papieskiego dokumentu, jednak dopiero co wyrażone i dobitne przypomniane ograniczyć różnymi przypiskami, zapiskami i instrukcjami. Inni potraktowali je z wyniosła obojętnością, zupełnie marginalizując znaczenie papieskiego dokumentu. „Papież jest stary i ma takie estetyczne ciągoty. Nas to nie dotyczy”- podobne zdania powtarzał setki prałatów na całym świecie. Była i trzecia grupa: ta, która z entuzjazmem i zrodzona przez niego energią do działania przyjęła papieski dokument. W tej grupie byli zarówno weterani, którzy antyszambrowali po kurialnych i proboszczowskich pokojach kilka lat wcześniej, wy wybłagać Mszę w oparciu o motu proprio Ecclesia Dei”, w którym można było znaleźć i takie słowa:
"(...) ponadto wszędzie należy uszanować nastawienie tych, którzy czują się związani z liturgiczną tradycją łacińską, poprzez szerokie i wielkoduszne zastosowanie wydanych już dawniej przez Stolicę Apostolską zaleceń co do posługiwania się Mszałem Rzymskim według typicznego wydania z roku 1962"
Różnie z tą „szerokością i wielkodusznością” bywało, owszem, ale dziś już się raczej o tym nie pamięta. Bowiem w grupie tej byli ludzie zupełnie młodzi, w tym także klerycy i kapłani, którzy w sposób prostoduszny weszli w dziedzictwo Kościoła, którego próba przerwania dokonywała się przez ostatnie dziesięciolecia w Kościele. Młodzi ludzie odkryli „starą” Mszę, wcale nie jako frapujący zabytek, relikt z muzeum rzeczy już dziś nieużytecznych, ale jako coś najcenniejszego, życiodajnego, nadającego od stuleci tożsamość Kościołowi, wspólnocie, w której spotykają Chrystusa, Który ich odkupił i daje zbawienie. O tym właśnie jest ta książka – o odnajdowaniu swych korzeni, o ponownym zakorzenianiu się w życiodajnej liturgicznej glebie Kościoła.
Ze wstępu